Eko-osiedla dla naiwnych

Las Kabacki w zimie

Las Kabacki. Właściwie lepszą nazwą byłby Park Kabacki, bo według zamysłu Stefana Starzyńskiego taką miał pełnić rolę w rozwijającej się metropolii - podobną do nowojorskiego Central Parku. Niedługo przed drugą wojną światową prezydent Warszawy zaczął systematycznie wykupywać kolejne hektary lasu z prywatnych rąk, ocalając w ten sposób połacie zieleni przed rozparcelowaniem na działki budowlane.

Prawdopodobnie powstrzymał tylko w ten sposób na kilkadziesiąt lat nieuchronny proces, bo intensywna zabudowa otacza Las Kabacki już prawie ze wszystkich stron. Otacza i pochłania.

Trudno się dziwić, bo chodzi o naprawdę duże pieniądze. Nawet maleńki skrawek ziemi wydarty z otuliny parku to potencjalny zysk od kilku do kilkudziesięciu milionów złotych, bo domy i mieszkania na Kabatach należą do najdroższych w Warszawie. Inwestorzy wynajdują więc wszelkie możliwe kruczki prawne, by ziemię kupić i na niej budować. Na sprzedaż.

Las Kabacki podałem tu jako przykład, ale ten sam proces dotyczy zielonych terenów w całej Polsce, również w najbardziej cennych przyrodniczo terenach. Na przykład w otulinie Ojcowskego Parku Narodowego, gdzie na 150 hektarach inwestor, irlandzko-polska spółka TARA S.A., pragnie wybudować ogromne luksusowe osiedle Cianowice-Ogród.

Ludzie, rzecz jasna, kupują, skuszeni wizją domu pod samym lasem oraz pięknymi nazwami, najlepiej zawierającymi słowa "eko" lub "zielone". Nie zdają sobie sprawy, że za kilka lat posługując się tymi samymi metodami, kolejni lub ci sami inwestorzy wyrwą z lasu następne tereny i romantyczny dom pod lasem znajdzie się nagle w centrum ruchliwego osiedla. To nic, że są to tereny objęte ochroną przyrodniczą. Rzeczywistość od lat pokazuje, że rezerwaty i ich otuliny stopniowo się kurczą i nic nie wskazuje na to, by ten proces się nagle zatrzymał.

Jak widać, nie chodzi o ochronę jedynie zwierząt i roślin. Prawo w żaden sposób nie chroni też ludzi, których jakość życia drastycznie spada w wyniku postępującej dookoła urbanizacji. Najbardziej dramatyczny tego przykład obserwowaliśmy niedawno przy okazji budowy słynnego wieżowca projektu Libeskinda, ale w mniejszej skali takie rzeczy dzieją się wszędzie. Na przykład ja od prawie dwóch lat praktycznie mieszkam na budowie, bo całą cichą niegdyś okolicę rozjeżdżają ciężarówki, dźwigi, skuwany jest beton, trwają hałaśliwe prace od rana do zmroku. Najgorsze jest jednak to, że muszę bezsilnie przyglądać się, jak znikają kolejne skrawki ocalałej do tej pory zieleni.

Wiele osób wybiera domy i mieszkania właśnie ze względu na bliskość naturalnych zielonych terenów i dzikiej przyrody i na stosunkowo mało zanieczyszczone środowisko. Kto całe życie spędził w dużym mieście, ten nawet nie wie, ile radości dostarcza słyszany z okna poranny koncert ptaków. Jednak po podpisaniu aktów notarialnych sprzedaży wszystko to stopniowo się mieszkańcom odbiera, nie pytając o zdanie.

Oczywiście można sprzedać mieszkanie i szukać szczęścia gdzieś dalej. Tylko jak długo da się w ten sposób uciekać?

Reklama