Daleko od Unii

Rodos, sklepy dla turystów

Unia Europejska przypomina trochę pole magnetyczne. Emanuje ze swoich ośrodków: z Brukseli, z Paryża, z Berlina, z Warszawy i słabnie z kwadratem odległości od tych ośrodków. Tu, na greckich wyspach, na najdalszych peryferiach Unii, jej obecności stwierdzić się nie daje. Może poza dwoma wyjątkami - da się wjechać na dowód osobisty i płaci się w euro. Ale to drugie o niczym nie świadczy. W wielu krajach płaci się w euro lub dolarach, kiedy się jest turystą.

Wygląda to trochę tak, jak na zdjęciu poniżej. Flaga Grecji pięknie powiewa na wietrze, widoczna z daleka. Flaga UE to ta mała, niepozorna szmatka tuż pod nią. Jest, ale tak jakby się jej wstydzili.

Na spacerze nadmorskim bulwarem właścicielka jednego ze sklepików proponuje mi przyciemnione okulary z logo Rayban. Cena? Kilka euro.  I to jest oczywiście oryginał? Tak, oryginalny Rayban, proszę przymierzyć. Obok wisi cała sterta równie "oryginalnych" damskich torebek firmowanych nazwami Dior, Gucci. Podobnie "oryginalne" są pseudo-skórzane paski z napisami Diesel...
 
Dla niewielkich tawern ten brak unijnego nadzoru wydaje się być zbawieniem. Dla tawern i dla ich gości, bo tu jeszcze nadal mogą dostać jedzenie nie pozbawione wszelkich smaków w wyniku standaryzacji. Kto pamięta jak smakowały nasze polskie wędliny przed kilkunastu laty i porówna je z dzisiejszymi, ten będzie wiedział, o czym mówię.
 
Kiedy piszę ten artykuł, Grecja wciąż do strefy euro należy. Może się mylę, ale zapewne to już ostatnie miesiące przed oficjalnym ogłoszeniem bankructwa; bankrutem faktycznym kraj ten jest już przynajmniej od roku...
 
Reklama